Translate

piątek, 8 kwietnia 2011

Na początek - chcę zawiadomić że pojawiły się już pierwsze moje rysunki na kubeczki, kolekcja wielkanocna "z jajem" ;) Projekty na kubeczki można oglądnąć TUTAJ

A teraz wracając do zapowiedzi z poprzedniego posta.
Strasznie narzekałam że nie ma tutaj lumpeksów, szpermarketów itd, itp.... sklepy Czerwonego Krzyża się nie liczą....
No więc są!!!! Troszkę tylko w innym wydaniu :) Mój Niedźwiedź kochany oczywiście nawet słówkiem nie zdradził że coś takiego istnieje - no cóż wybaczam mu bo strasznie nie lubi chodzić "po sklepach" a takich szczególnie - no ale jak to facet :) babeczki wiedzą o co chodzi oczywiście :)
Ale nastał ten piękny dzień gdy po licznych moich pytaniach, co to ten "kolaport" (nazwę słyszałam ale nie mogłam z niczym skojarzyć) mój Mężczyzna zabrał mnie do owego miejsca :) - oczywiście wziął obstawę w postaci brata bo przecież sam nie stawi czoła oszalałej z zachwytu babie na zakupach :D
I jakież było moje zdziwienie po przekroczeniu progu!

Kolaport - to nic innego jak dużych rozmiarów hala (jak na ten kraj, w którym jest dość mało ludzi i 10 osób w jednym miejscu to tłum) coś jak duża hala gimnastyczna w polskich szkołach, gdzie każdy może sprzedać i kupić prawie wszystko ;)

Totalny misz-masz! połączenie naszych "ciuszków", antykwariatu, targu, bazarku, staroci, baru, spożywczego, wyprzedaży rzeczy potrzebnych i niepotrzebnych i sama nie wiem czego jeszcze... można tutaj znaleźć rzeczy nowe i używane, popularną "chińszczyznę" w postaci standardowej czyli bieliźniano-skarpetkowo-bluzkowo-dodatkowej choć nie w takiej ilości jak w PL, stare książki i magazyny, rękodzieła drutowe, szydełkowe, filcowe, biżuteryjne, stare i nowe płyty, cd-ki, buty, ciuszki, dodatki, drobne sprzęty domowe, ozdobniki i inne pierdółki... a jeśli ktoś zgłodnieje zawsze można wszamać jakiegoś hot-doga czy inny fast... a przy okazji można zakupić produkty spożywcze do domu:)
Przepraszam że na zdjęciach udało mi się uwiecznić prawie same ciuszki ale wiecie, spragniona szperania po prostu nie dałam rady równocześnie robić zdjęć :) Mężczyźni "obiegli" całą halę w ciągu 10 minut, gdzie ja byłam wciąż blisko wejścia i nie wiedziałam gdzie oczy skierować - no po tak długim odwyku.... dosłownie szaleństwo! Ludzie mi z drogi ustępowali - pewnie myśleli że wariatka jakaś z zoo co najmniej :D takiego oczopląsu dostałam, sama nie wiedziałam w którą stronę idę, w którą patrzę a ręce to w ogóle gdzieś na innym stoisku od 5 minut...
Oczywiście nie wyszłam z pustymi rękoma :P upolowałam.... gofrownicę! Taką starego typu, bez teflonu.... no więc oczywiście przez 2 tygodnie katowałam Niedźwiedzia goframi :) przepis zaczerpnąłem oczywiście od Dorotus ale do mojej gofrownicy, która bardzo mocno grzeje i nie mogę piec gofrów dłużej niż nie całą minutkę, przez co nie były kruche, troszkę musiałam dostosować przepis. Za radą Dorotus powalczyłam z białkami - czyli w moim wydaniu zwiększyłam ich ilość w przepisie i teraz wychodzą rewelka, właśnie takie chrupkie z wierzchu jak powinny być i mięciutkie w środku:) ach chyba jutro znowu zrobię :) choć zaplanowałam produkcję pierogów. Będę pierwszy raz w życiu robić sama więc trzymajcie kciuki, no chyba że macie jakieś sprawdzone sposoby na ciasto pierogowe, rada zawsze się przyda:)

I na koniec - dla Kesler - następny post będzie o konikach islandzkich :) no i pewnie o czymś jeszcze, bo zawsze coś po drodze się nazbiera...

...jakoś nie umiem napisać krótkiego posta, jakieś takie poematy się włączają w trakcie pisania, więc mam nadzieję że choć część z Was, czytelników, nie usnęła w połowie czytania :) dla mniej cierpliwych polecam po prostu oglądać obrazki :)


9 komentarzy:

  1. Chyba wiem jak się czułaś po wejściu do tego "przybytku dla szperaczy" :):)
    Teraz to już pewnie będziesz częstym tam gościem, co ?
    Fajne rysunki....baran w jajku bomba :)
    Czekam cierpliwie na kolejny post !
    Pozdrawiam z wietrznej i w kratkę (słońce i deszcz) Warszawy....mamy prawie pogodę jak na Islandii :)
    Temperatura tylko 8,5 stopnia C. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym też oszalała jakbym trafiła do takiego przybytku! Zazdroszczę takiej ogromnej zbieraniny w jednym miejscu. Na pewno można tam zdobyć niespotykane rzeczy. I do tego ten dreszczyk emocji towarzyszący takiej wyprawie :)

    A co do rysunków, to świetne. Jestem Twoją fanką!

    OdpowiedzUsuń
  3. ach kolaport to prawdziwe szaleństwo - ponieważ płaci się gotówką, co na IS jest już rzadko spotykane (w marketach, sklepach, sklepikach, kawiarniach czyli wszędzie tam gdzie się płaci, wszyscy płacą kartą) żeby nie wydać całej pensji zabieram tylko określoną kwotę. Niestety nie jestem tam często - albo stety ;) - gdyż kolaport jest tylko w Reykjaviku a my mieszkamy ponad 100km od stolicy więc to cała wyprawa a paliwo drogie - tutaj też, może nie jak w PL ale drogie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dodaj sobie do ciasta pierogowego trochę oleju i oczywiście wyrabiaj z ciepłą wodą to nie będzie takie twarde. Ale jeśli bywasz u Dorotus to na pewno poda Ci jakiś doskonały przepis na pierogi. Zazdroszczę tych zakupów. Ja pewnie prędko bym nie wyszła z tej hali. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Baran świetny :D A w z tej hali to ja bym też szybko nie wyszła. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. mam nadzieję, że uda Ci się w tym "raju" pojawiać odpowiednio często... ;) znaczy, kiedy tylko zapragniesz!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne te Twoje obrazki:-) Mogę sobie tylko wyobrazić, kiedy odkryłaś ten pchli targ. Pokażesz nam co sobie kupiłaś;-) Pozdrawiam cieplutko
    Lusi

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam Cię ciepło :) Fantastycznie się czyta o tym Twoim "końcu świata" - podziwiam, podziwiam. Dla mnie dużywm wyzwaniem było przelokowanie się na wieś z miejskiego tryby zycia :)) Hala efektowna, ja także uwielbiam takie halowo-sprzedażowe klimaty. Pozdrawiam serdecznie :*
    Acha no i najważniejsze - Twoje obrazki są REWELACYJNE!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. To coś jak w NO 'loppemarked, tylko że u nas nie na hali - niestety - a luzem na powietrzu, więc tylko w sezonie letnim. a rozpoczęcie sezonu było właśnie w ubiegły weekend!

    OdpowiedzUsuń