Translate

czwartek, 31 marca 2011

kolejny bezrobótkowy post

Jak zwykle zbieram się i zbieram żeby zamieścić nowego posta a czas leci nieubłaganie i na tym zbieraniu zeszło mi dwa tygodnie. Wybaczcie mi więc że znowu troszkę się rozpiszę choć najlepszy smaczek zostawiam na inny termin ale o tym później. Dzisiaj znowu będzie bezrobótkowo bo zwyczajnie nie mam czasu ani sił na jakąkolwiek dłubaninę, kwiatkowy szalik powstaje więc w tempie wolniejszym od ślimaka, a nowe pomysły i wzory tylko odkładam na szybko rosnącą kupkę.

Jak się nie wie o czym pisać to najłatwiej zacząć od pogody :) ja co prawda mam wiele do napisania ale i tak zacznę od pogody a mianowicie.....
pewnie pamiętacie jak sobie w poprzednich postach narzekałam na pogodę islandzką i nadziwić się nie mogłam jej zmiennością??? (na marginesie dziś był mix pięknego wiosennego słońca, świergotu ptaszków i... gradu x2)
Pogoda weekendowa nie rozpieszczała nas w tym miesiącu więc jak tylko w jedną sobotę pojawiło się słoneczko, skorzystałam i  zrobiłam sobie mały babski wypad nad niedaleki (ok 40km) wodospad Gulfoss.
Kakanka stwierdziła że widoki u mnie paskudne komentując fotkę o mojej pogodzie niespacerowej z końca lutego. Więc tym razem nie straszę ale zachwalam piękność wodospadów Islandii ;) a to zakutane coś na zdjęciu to ja we własnej osobie i od razu wyjaśniam dwie rzeczy:
  1. autorem zdjęcia jest Editha - bardzo miła Niemka z którą pracuję 
  2. tak zimno było tylko przy samym wodospadzie, oczywiście od ilości zimnej wody i lodu, dodatkowo jestem zmarzluch. Troszkę dalej mając na sobie koszulkę, bluzkę bawełnianą z długim i gruby sweter, na nogach wełniane rajty ;) i takie specjalne podwójne spodnie od spodu dresowe z wierzchu przeciwdeszczowe, właściwie kurtki już nie potrzebowałam.



Kolejną niespodzianką na "koniec zimy" była zorza!!! Udało mi się ją zobaczyć pierwszy raz w życiu i to dokładnie przed naszym domkiem co było baaardzo dużym zaskoczeniem bo normalnie w tych okolicach jej nie widać a dodatkowo przeszkadzają światła ze szklarni których tutaj jest w brud. Właściwie już straciłam nadzieję na zobaczenie tego zjawiska w tym roku a tu taka niespodzianka. Muszę Was przeprosić że takie fatalne zdjęcie, nie miałam pod ręką statywu ani nic co mogłoby za statyw posłużyć a wiadomo że jak się robi zdjęcie na długich czasach (inaczej nocą po prostu się nie da, a użycie lampy też odpada bo jak oświetlić światłą żeby były widoczne?) to nie ma bata ręka drży i fota będzie rozmyta. Utrudniał jeszcze fakt że zjawisko kilku minutowe więc nie było czasu na poszukiwania przedmiotów statywopodobnych, dobrze że zdążyłam wyskoczyć z łóżka i chwycić kurtkę i aparat zanim nie zniknęła. Zresztą lepsze takie zdjęcie niż żadne ;)
Nie mogę nie napisać słówka o kulinariach :) Wiecie już że sama piekę chleb średnio co 2-3 dni bo tostowy jakoś do śniadania dalej mi nie pasuje. Pokazywałam nawet moje ładne bochenki a dziś pokazuję że i ja mam czasem złe dni, że też jestem zmęczona i zwyczajnie mi się nie chce, że mi też czasem nie wychodzi coś co robiłam en razy z powodzeniem.
Chlebek co prawda upieczony i w smaku dobry, ale za to jak artystycznie rozjechany i płaskawy - po ciężkim dniu w pracy musiałam upiec chlebek na dzień następny i zwyczajnie o nim zapomniałam jak sobie wyrastał w koszyczku, zapomniałam włączyć piekarnik, chlebek przerósł więc włożyłam do zimnego (a mój piekarnik potrzebuje co najmniej 30 minut żeby się rozgrzać do 200st C.) no i taki efekt - ale jak mówią nie ma tego złego... przy okazji odkryłam że jeśli chcę mieć fajnie wyrośnięty miąższ z dużymi dziurami to muszę wstawić wyrośnięty chlebek do piekarnika przy ok 150st.C. Chlebek ma wtedy jeszcze chwilę na rozrost, miąższ jest "puchaty" ale bochenek się nie rozjeżdża na boki tylko ładnie trzyma formę.
Prawie na koniec troszkę komerchy :) Po prawej stronie na pasku pojawił się dziś nowy banerek. Normalnie nie jestem za reklamą na blogach, wręcz mnie one denerwują bo nie po to prowadzę bloga aby umieszczać w nim bzdurne reklamy, ale ta jest inna.
Jest to maleńka firma w osobie mojej "kawowej przyjaciółki" ;) (autorem ksywki jest mój Niedźwiedź, z uwagi na nasze wspólne przesiadywanie na "kawce i plotkach" jak jeszcze byłam w PL, na których z reguły piłyśmy herbatę).
Możecie poprzez stronkę internetową (lub allegro) zakupić bardzo fajne kubeczki ze zdjęciami, rysunkami czy dedykacjami dla siebie lub swoich bliskich z okazji i bez okazji.
 Na kubeczkach możecie umieścić własne zdjęcia, możecie też zamówić kubek m.in. z moimi rysunkami (tak, czasem też rysuję, poniższy diabełek jest mojego autorstwa żeby nie było że nie potrafię) a jeśli ktoś chce to może zamówić kubeczek z moimi zdjęciami z Islandii (prywatne albumy na picassie udostępniam zainteresowanym).
Oprócz kubeczków można też zamówić wiele różności: podkładki pod kubeczki, puzzle, futerały na komórki, koszulki, skarbonki itd.
Zapraszam więc do odwiedzenia stronki: www.fotopolidruk.pl



A teraz już na sam koniec smaczek - zapowiedź następnego posta :P ....
odkąd przyleciałam na wyspę co jakiś czas narzekam że nie ma tutaj lumpeksów, szmateksów, grzebaków, używaków i jak tam jeszcze je nazywacie...(sklepy czerwonego krzyża się nie liczą, bo tutaj drogie to to i malutkie i niewiele ich jest a asortyment - szkoda nawet wchodzić) i czasem tak sobie wyzdycham, że tęskno mi do szperania i polowania na oryginale łaszki, fatałaszki, bibeloty i inne pierdółki.... ale o tym następnym razem.