...500 tysięczna owca...
Proszę nie zasypiać mimo że o owcach i wełnie będzie dzisiaj wpis.
Mówi się że na Islandii żyje cztery razy więcej owiec niż ludzi
i pewnie jest to prawdą. Liczba owiec pod koniec roku, czyli po uboju, ale jeszcze przed wydaniem na
świat młodych wynosi ok. 500 tys. sztuk, latem ta liczba ze względu na młode przekracza 1 mln !
Ta ogromna różnica wynika z tego że mięso tych zwierząt jest jedną z podstaw islandzkiej diety. Wykluczając ryby z zestawienia (a one od wieków były i są nadal podstawowym jedzeniem Islandczyków) to właśnie owieczki i jagnięta będą na pierwszym miejscu w rankingu najczęściej hodowanych i spożywanych zwierząt na IS.
W dalszej kolejności będą konie, krowy i świnki, kurczaki i inne... do
tej "klasyfikacji" nie wliczam reniferów, rekinów, puffinów i innych
stworzeń tutaj spożywanych ale żyjących dziko, te stworzenia nie są
potrawami dnia powszedniego ;)
Dzisiejsza owca islandzka to owca czystej krwi, w prostej linii potomkini owiec przywiezionych na IS przez pierwszych osadników w IXw. . Islandia wprowadziła zakaz krzyżowania tutejszej owcy z innymi odmianami w celu zachowania czystości gatunku. Zakaz taki tyczy się nie tylko owiec ale wszystkich hodowanych tu zwierząt.
Dbanie o endemiczność gatunków jest tu do tego stopnia przestrzegane, że zwierzę które raz opuściło wyspę nie może już na nią powrócić.
Zdjęcia robiłam jeszcze latem, zimą owce można spotkać tylko w owczarniach :)
Owce żyją sobie na względnej wolności ;) chodzą sobie prawie gdzie
chcą - kraj jest podzielony na swojego rodzaju regiony owcze, które są
poodgradzane od siebie w celu nie mieszania się zbytniego owiec i
zapobieganiu szerzenia się ewentualnych epidemii wśród tych zwierząt.
Owieczki chodzą sobie gdzie chcą i jak chcą ;) lubią sobie np stanąć na środku drogi i ani myślą ustąpić pierwszeństwa :) a pamiętajmy że tutaj wina zawsze będzie po stronie kierowcy! Na święte krowy a raczej owce trzeba więc uważać :) bo na klakson nie reagują...
Coroczny spęd owiec i ewentualnie koni do zagród odbywa się w pierwszym tygodniu września i nazywa się Réttadgur
czyli „redyk“. Okoliczni farmerzy wyruszają razem by spędzić
swoje zwierzęta do specjalnie przygotowanego kręgu podzielonego na
mniejsze przegrody oznaczone nazwą danej farmy.
Takich wyznaczonych miejsc spędu jest zawsze kilkanaście.
Zwierzęta spędzane są razem i dopiero wtedy dzielone są na poszczególne
stada. Pomagają przy tym prawie wszyscy członkowie rodzin rolników. A
ponieważ tutaj większość rodowitych Islandczyków jest ze sobą
spokrewniona, więc jest dużo rąk do pracy. Owce rozróżniane
są dzięki charakterystycznemu przycięciu uszu dla danej farmy oraz po
numerze kolczyka. Jest to dość ciężka praca, ponieważ zwierzęta te wbrew
pozorom są bardzo
silne. Cały spęd, a raczej jego zakończenie (bo spęd obejmuje również
wiele dni poszukiwań zwierząt po terenach często niedostępnych dla
samochodów) to jedna wielka impreza :) praca połączona ze swego rodzaju
piknikiem ;). Z każdym rokiem coraz więcej turystów chce oglądać to
wydarzenie a że turystyka to świetny dochód, o czym wie każdy autochton,
to "impreza" ta robi się coraz bardziej komercyjna i medialna.
Pogoda islandzka też nie rozpieszcza tych zwierząt. Przez wieki dostosowały się one świetnie do gwałtownych deszczy, silnych wiatrów i tak częstych tu gwałtownych zmian pogody.
Dzięki tutejszym wiatrom wełna tych owieczek jest "przewiana", więc jak widać na zdjęciach są one czyściutkie, mięciutkie i puchate, aż chciało by się przytulić :) a ich wełna nie gryzie. Zupełne przeciwieństwo naszych polskich owieczek, z tym że nasze owieczki może są bardziej przyjazne i dają się obłapiać (raz czy dwa mi się zdarzyło przy okazji wycieczki w góry) a te niestety nie... osobiście nie próbowałam, ale podejrzewam że próba złapania takiej owieczki będzie skutkować bliskim spotkaniem z porożem tych że.
Tutaj rogacizna stała sobie tuż przy drodze i pozowała niczym rasowa
modelka ;).
Zdjęcie zrobione z auta, bo jeśli próbuje się podejść do
tych owieczek to one się oddalają zachowując bezpieczny dystans jak
większość "dzikich" stworzeń.
Czasem owieczki wyglądają bardzo śmiesznie bo są podstrzygane (chyba tak się to określa) tylko do połowy :) czyli z tej najlepszej wełny a ta najbardziej szorstka na zadzie zostaje... chodzi sobie taka owieczka samopas a za nią snuje się wełenka jak babie lato :) bo owieczki też linieją :) jak dla nas to wielkie marnotrawstwo, ale dla niektórych farmerów strzyżenie całych owiec jest po prostu nieopłacalne więc pozwalają im zrzucić wełnę naturalnie, hodują je do innych celów.
A teraz kilka słów o wełnie wyżej opisach. Owieczki tutejsze maja dwa rodzaje włosia.
Zewnętrzne tak zwane tog jest długie i sztywne, nasączone naturalnym tłuszczem, ochroni ono przed tutejszą ciężką pogodą. Wewnętrzna sierść to thel, krótkie, miękkie i przytulne włókna do ogrzewania ciała. Tradycyjnie oddzielano poszczególne włosia, tworząc z togu silne nici, płótna, liny, sznurki i inne wytrzymałe materiały, a z thelu
delikatną bieliznę i odzież. Na początku XX wieku, zapewne z lenistwa :) lub z ciekawości a może ze zwiększonego popytu na wyroby bieliźniano-odzieżowe, ktoś postanowił poeksperymentować i nie oddzielił włókien. W tym czasie bowiem rozwinął się mocno handel a tutejsze wyroby bardzo zyskiwały na popularności, prawdopodobnie popyt przerósł podaż a oddzielanie poszczególnego włosia była pracą bardzo czasochłonną.
Eksperyment się udał. Okazało się, że odzież wykonana z
takich nieoddzielonych włókien, cechuje się niezwykłymi właściwościami użytkowymi nie tylko dobrze chroni od wilgoci ale i
grzeje jeszcze mocniej niż dotychczas. Odkrycie okazało się przełomowe i spopularyzowało islandzkie włókiennictwo na całym świecie.
Początkowo wcale nie robiono na drutach jedynie przędzono i tkano i z tych tkanin szyto odzież. Drutowanie przywędrowało na wyspę z północnej Europy i Anglii ok XVIw i szybko stało się hitem!
Dziergali wszyscy:
kobiety, mężczyźni, mieszkańcy farm, banici, wieśniacy i
mieszczanie. Pamiętajmy że Islandia to kraj gdzie przez pół roku jest jasno a pół ciemno, więc co było robić w czasie długiej, ciemnej zimy.....w Polsce darto pierze a tu drutowano :). Podaje się że w czasie takich wieczorów jedna osoba czytała lub opowiadała na
głos Sagi, a pozostałe wykonywały różnego rodzaju ręczne robótki.
Robienie na drutach to teraz częścią islandzkiej kultury ale na szczęście nie zanika tak jak nasze rodzime darcie pierza. Dzieci uczy się podstaw dziania (dziergania) już w szkołach podstawowych, a pasjonaci mogą nawet wybrać się na studia na
Akademię Rolniczą w Hvanneyri na kierunek: „Hodowla owiec
oraz metody wyrobu wełny, przędzenia i dziergania”. W Islandzkich wyrobach chodzą wszyscy niezależnie od wieku, statusu społecznego czy materialnego, dawniej wymuszały to warunki pogodowe. Na Islandii nikogo
nie dziwi polityk w wełnianym swetrze ani popularna aktorka w islandzkich rękawiczkach. Takie zamiłowanie do własnych produktów to nie tylko praktyczność i wygoda na co dzień czy tradycja, ale przede wszystkim świetna reklama.... a wiadomo że reklama jest dźwignią handlu.
Stad właśnie wzięły się tak popularne islandzkie swetry lopi.
Nazwa tych swetrów pochodzi od nazwy naturalnej wełny z nieprzędzonych włókien - lopi.
Wełna (wszystkie rodzaje) to ull.
Poprawna nazwa tradycyjnych swetrów to lopapeysa
czyli po prostu "sweter z lopi".
Swetry te robi się od góry, na okrągło ściegiem pończoszniczym, nie zszywa się ich.
Zdjęcie pochodzi z http://www.icelandicsheep.com/Reynolds_lopi_patterns.htm
Strona po angielsku ale pełna informacji o owieczkach i wełnie islandzkiej a także islandzkich wzorów!
Wełna lopi a właściwie jeden jej rodzaj: lettlopi to teraz najpopularniejsza wełna islandzka.
Jest to wełna już normalnie skręcona w nić.
Ale co ciekawe można w tutejszych sklepach dostać bez trudu wełnę nieskręconą w nić! tzw Plötulopi.
Co prawda nie jestem fachowcem w tym temacie, ale dla takiego laika jak ja ten typ wełny właśnie tak wygląda, jak zupełnie nieskręcony.
Nie wiem czy to dobrze widać na zdjęciu (robiłam w sklepie więc nie mogłam zdjąć opakowania i tego lepiej pokazać, bo akurat takiej wełny nie mam w domu na stanie), ale tą "nitkę" bardzo łatwo (leciutkim pociągnięciem) można rozdzielić na kawałeczki i poszczególne włoski. Ale z takiej właśnie wełny wprawne dziewiarki wyczarowują wspaniałe rzeczy. Wyroby takie to rarytasy, bo trzeba uważać przy robocie żeby nam się wełna nie rozdzieliła o co bardzo łatwo. Robi się więc nią bardzo luźno (na własne oczy widziałam że można).
Jest jednak jeden feler :) swetry z tego rodzaju wełny lubią w noszeniu, szczególnie na początku, zostawiać pojedyncze włoski na spodnich ubraniach...
A tutaj prezentacja sklepowa sweterka. Niestety nie jest to tradycyjny sweter z pięknymi islandzkimi wzorami.
Cena takiego "motka" to 419 ISK
Czyli około 10,15 zł.
Jak podaje etykieta jest to 100g co odpowiada 300m
Cena oczywiście w zależności od sklepu i promocji ;) waha się
od 400 do 525 ISK
Porównując:
Lettlopi, motki po 50g - 100m, cena 259ISK (cena z tego samego sklepu).
A tu strona producenta i wszystkie rodzaje Lopi.
Kolorystyka do wyboru jak widać spora :)
Początkowo wełna ta a co za tym idzie i wyroby z niej występowały tylko w naturalnych kolorach (jak owieczki) z czasem jednak zaczęto farbować wełnę naturalnymi barwnikami, co było dużym kopniakiem dla rozwoju wzorów na swetry, rękawiczki, skarpety i co tam jeszcze na drutach produkowano ;)
O tradycji robienia na drutach : iceland.pl
O dziewiarstwie: tradycyjnych swetrach na wirtualnej Skandynawii.
Mała rzecz o wełnie czyli: dlaczego wełna gryzie. Autorstwa Kruliczycy.
Zaprojektuj własny sweter: http://knittingpatterns.is/
Och Kaśku, ile wiadomości!!!! Ta wełna w motach to tak samo wygląda jak te moje niedoprzędy! Ależ kolorów!!!!
OdpowiedzUsuńPiękne wiadomości, dziękuję serdecznie!!!! Buziaki ślę!
Zawsze do usług :) jeśli uda mi się jeszcze czegoś dowiedzieć od tutejszych co w temacie wełny biegli to dopiszę ;) Buziaki chwytam jeszcze ciepłe i do serca przytulam :)
UsuńSuper post. Szkoda, że nie urodziłam się w na Islandii. Serdecznie pozdrawiam i ślę noworoczne życzenia
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post i piękne zdjęcia owiec (i krajobrazów przy okazji) :-) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam islandzka wełnę. Ma intrygujący zapach wolności ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam po wyróżnienie:
OdpowiedzUsuńhttp://mariettaszyje.blogspot.com/2013/02/zbiorowka.html
Super źródło informacji:)) a może wiesz jak je kupić (owce znaczy się;0) i ściągnąć je do innego kraju??? Irlandia na ten moment a potem pewnie Polska....
OdpowiedzUsuńPozdrowionka ze słonecznej przez pomyłkę wyspy:))